wtorek, 16 lutego 2010

Praca


Czym powinna byc praca? Takim odbebnieniem dnia po prostu? Clock in and Clock out? Oczekiwaniem na wynagordzenie? Miejscem do poplotkowania z kolezankami?

Nie !!!! Krzycze, tupie nozka, wolam "NIE"!!!! Praca powinna dawac nam satysfakcje, powinna byc tym kolem napedowym do dalszych wyzwan i zadan, powinna nas motywowac do daleszej edukacji, do dalszego rozwoju.

Tymczasem u mnie jest na odwrot. Poniedzialki bywaja katastrofa. Taka wlasnie mini katastrofe przezylam wczoraj. Nudaaa, nic sie nie dzieje, czas spowalnia nieslychanie...clik, clik, clik, clik...

I nie katastrofa, bo rano trzeba wstac, nie dlatego, iz nie bede mogla czytac swojej ulubionej ksiazki, ze ominie mnie cos ciekawego w TV. Katastrofa dlatego, iz zupelnie nic tam sie nie dzieje. Nie moge tego pojac...Bo chce, bo zglaszalam sie na ochotnika do projetkow, bo uzyskalam kilka mniejszych czy wiekszych, ale wlasnych sukcesikow.

1szy tydzien miesiaca, no ok...mozna powiedziec, iz jest w miare busy, cos sie dzieje, telefon nawet zadzwoni. Gorzej jest juz w tygodniu drugim. Natomiast tydzien trzeci i czwarty to kompletna porazka. Siedzimy znuzeni, zirytowaniu, zdenerwowani, wpadamy na kompletnie idiotyczne pomysly. A to wszystko dlatego, iz Menedzment kompletnie nie reaguje na te bodzce. W sumie powinnam rzec, ze dobrze jest...Mam przeciez prace, mam mozliwosc utrzymac sie, isc do teatru, czy do kina. Ale mnie to nie wystarcza. Niestety nie na tym etapie.

Wynajduje sobie roznego rodzaju zajecie, w postaci tlumaczen, w postaci czytania blogow wklejonych poprzedniego dnia do worda, ale...ale pytam sie czy tak powinno byc?
Nie tak przeciez wyobrazalam sobie swoja przyszlosc w trakcie trwania studiow.
Wydawalo mi sie, ze tylko moge zdzialac, w swiecie, tyle moge osiagnac, obecnie czuje, iz mam calkowicie podcieta skrzydla.

Znam swoje mocne i slabe strony charakteru. Wiem, ze slaba jest koniecznosc siedzenia w bezruchu za biurkiem i to na dodatek 7 godzin. Kazdego dnia. 5 dni w tygodniu, okolo 20 dni w miesiacu...

Czuje sie czasmi tak fatalnie, iz jedyna moja motywacja jest wybicie 17.15
Oczywiscie staram sie uczyc, staram sie nadal udoskonalac swoje mozliwosci, gromadzic coraz to nowa wiedze. Jednak czasmi czuje sie tam tak bezuzyteczna...A to calkowicie odbiera mi chec zaangazowania sie w cokolwiek.
Jak za czasow PRLu - podpisac liste i wrocic do domu. Ehhhh

Wiem, ze tak byc nie musi, iz wiele zalezy od nas samych, od naszej wiary a przede wszystkim zaangazowania sie w poszukiwanie pracy.

Ufam, iz nie jestem skazana na dozywocie w tej jakze nudnej robocie.
Mam wrazenie, ze moj bank to wielka fabryka czekoladek wyrabianych na akord.

A mialo byc tak pieknie...
Pozdrawiam

poniedziałek, 15 lutego 2010

Wakacje

Moje wakacje planuje juz od dluzszego czasu. DLugo nie moglam sie zdecydowac, wahalam sie miedzy Kuba a Chinami i w ostatecznosci zdecydowalam.

Lece do Chin...Marzenie realizuje. Obecnie jestem na etapie przygotowan, czytania przewodnikow, zakreslania co warto zobaczyc, a co koniecznie trzeba ujrzec. Choc jeszcze kilka miesiecy pozostalo do wylotu wiem, ze czas minie nieslychanie szybko i nie obejrze sie jak wybije godzina wylotu. juhahaha

Mysle, iz wycieczka przyniesie wiele niespodzianek, wspanialych wrazen, a wraz z bagazem doswidczen przywioze piekne fotografie.

Moje piewsze spotkanie z Chinami, Chinczykami, oraz chinskim jedzeniem mialo miejsce w Stanach. Boze w jaki zachwyt wpadlam wowczas. Bufet chinski za 5 baksow oraz szybkosc obslugi przez Chinczykow, ich jakze smiesznych jezyk ogupily mnie kompletnie.
Co prawda na Chinskim jedzeniu zakonczylo sie wraz z koncem podrozy po USA kultura nadal wzbudzala we mnie zachwyt. ROzwoj tego kraju w ostatnich latach zastanawia mnie gdzie konczy sie ich pomyslowosc, tworczosc i pracowitosc. Pragne liznac tej kultury, moc na wlasne oczy przekonac sie jak zyja i jakie maja podejscie do codziennosci.

Lece sama. Tzn nie tak do konca... Wraz ze mna jedze grupa osob, z tym, ze zadnej z nich nie znam. Ufam, iz towarzystwo bedzie wysmienite i wspolnie bedzie zachwycac sie wielkoscia Chin.

Pozdrawiam

Boxing


W kazdy poniedzialek wieczorem biegne na swoje ulubione cwiczenia na silowni.
Nazwyja sie dosc skomplikowanie, skomplikowanie tez wygladaja, ale efekty uha haha po prostu cud miod i alabaster. Cialo staje sie naprezone, sila nog i rak znacznie poprawiona a wysilek jest niedoopisania. Boxing.

Pierwsze zajecia z lekka mnie odstraszyly nie ukrywam, iz bylam bliska ucieczki.
18 mezczyzn i ja... Odstraszona podeszlam do instruktora z zapytaniem o trudnosc cwiczeni i czy ... jakas bratnia dusza w postaci kobiety przybedzie na zajecia.
Poinformowal mnie, iz absolutnie sa 3 dziewczyny a zajecia sa na zaawansowanym poziomie.
Przelknelam silne, brzuch zaczal bolec, chcialam tez uciec... Ale stwierdzilam, ze nie bede miczaczka (od mieczaka) i bede czynnie uczestniczyc w zajeciach.
Dalam rade. Co prawda po zakonczonych cwiczeniach nie bylam w stanie ruszyc reka, noga i nie wiem jak doszlam do domu, ale doczekalam sprawnie do konca zadania. he he he Polka potrafi, co nie?

Na kolejnych poszlo prawie jak po masle.

Dzisiaj zgodnie z skedzulem pobieglam z usmiechem juz na zajecia.

Oby tak dalej !!!!

11 km dziennie

Zgodnie z postanowieniami noworocznymi czynnie uprawiam sport. Zaczalam rowniez coraz baczniej przygladac sie temu co jem i jak zyje. Przeciwstawic sie biernosci, lenistwu i wytaczac sobie coraz to nowe "maluczkie cele".
Jedna z drastycznych zmian jest zmiana autobusu na ... wlasne nogi. Codziennie pokonuje 11 km. 5.5 km kazdego ranka oraz tyle samo wieczorem. Rano zajmuje mi to 45 min, wieczorem - z wiekszym luzem przed spoznieniem sie gdziekolwiek, okolo 1.5 godziny.

Jestem z tego osiagniecia niezmiernie dumna. Nie zraza bowiem mnie mgla, mzawka, deszcz, lub slizka nawierzchnia. Zakladam swoj plecak kazdego ranka, ubieram wygodne buty (podstawa!!) i zmierzam w kierunku pracy.

Tak milo spedzam te 45 minut rozmyslajac nad wlasnym zyciem, nad celami, nad swa przyszloscia. Lubie rowniez patrzec na ludzi, dzieci biegnace do szoky w fartuszkach szkolnych, na labedzie i kaczki. Bardzo pozytywnie wplywa to na moje podejscie do kazdego dnia. Oczywiscie pozytywnie.

Najbardziej jestem dumna nie z pokonywanego dystansu a z konsekwencji. Ciesze sie, iz nie odstraszaja mnie drobne niedogodnosci, a przede wszystkim nie daje sie lenistwu. A co najwazniejsze realizuje swoje postanowienia.

Dobrze jest zaczac zmiany od samej siebie i od drobnych rzeczy. Nie wymagac zbyt duzo jak na poczatek, bo te male zmiany kosztuja najwiecej ale i ciesza rownie mocno ;-)

Zima

Zastanawialam sie nad tym kiedy w Irlandii zostanie wynaleziony sposob na przymorozone chodniki. Czy sposob na posypanie ich piaskiem wydaje sie byc wynalazkiem na miare Edisona?

W pracy od rana trwaly timowe debaty jak mozna uporac sie z przymarznienietym chodnikiem prowadzacym do glownego wejscie budynku, w ktorym pracuje.
Rozmyslano, debatowano, spierano sie, jednak sposobu nie wymyslono. Nie jedna twarda glowa walila o nia o mur jednak nic... Pomyslu brak...Kolejne osoby biegaly do okna przygladajacej sie wartwie szronu na samochodach. Strach zagladal do oczu.

W koncu otrzymalismy maila. Sprawa byla zbyt powazna by ja zlekcewazyc!!! Mail do calego naszego departamentu wagi wyzszej. Mail zostal wyslany z Dzialu Kadr. baaa sparawa powazna ma sie rozumiec.
Zostalismy w nim poinformowani o zagrozenia wynikajacych z zimna, mrozu, lodu i szronu. Dano nam mase wskazowek jak uporac sie z zimnem na zewtarz, jakie odzienie nakryc, etc.
Po paru godzinach kadry wziely na siebie cala odpowiedzialnosc za lod i od tego czasu updatowano nas regularnie.
Zeby nie bylo smiesznie problem po kolejnym mailu zostal (?) zarzegnany wg dzialu kadr. Otoz chodnik POLANO WRZATKIEM.
Zasmialam sie pod nosem.

To swiadczy nie tylko o pomyslowosci narodu Irlandzkiego ale przede wszystkim o fakcie braku zimy na wyspie i trudnosciach napotykajacych nas w trakcie przymrozku.
Przypominam sobie zime z czasu dziecinstwa. Sniego po pas, 2 pary rekawic, kombinezon, siostry czerwone relaksy. hehehe

To byla zima. Miala przy tym tyle uroku. Na mysl o niej oraz za tymi wspanialymi momentami z dziecinstwa lza w oku sie kreci.

Pozdrawiam, T